Szedłem już piąty dzień. Wiedziałem, że jestem już blisko celu. Szedłem jeszcze z godzinę, kiedy dotarłem nad jezioro. Siedział tam bardzo dobrze mi znany wilk. Był tak zamyślony, że mnie nie usłyszał. Zakrałem się od tyłu i wrzuciłem go do jeziora.
-Demon ty..! Greg?!-zapytał zaskoczony i mokry Desmond.
-Tak ja-zaśmiałem się pomagając wyjść mu z wody.
-Myślałem, że to Demon.
-Tym razem to ja.
-A co tu robisz?
-Szukam moich ukochanych kuzynów.
-No dzięki. Chcesz dołączyć?
-Jeszcze głupi pytasz. No jasne, że tak.
-Dobra tylko ja nie mogę cię oprowadzić więc poszukaj kogoś lub idź do Nity.
-Ok.
I ruszyłem terenami watahy.
<dokończy ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz